Autora tego nie trzeba przedstawiać żadnemu fanowi fantastyki. Większość bowiem czytała jego trzy powieści rozgrywające się w świecie Bas-Lag, bądź „LonNieDyn”. A jeśli nie czytała, to zapewne o autorze i jego powieściach słyszała (a jeśli nawet nie słyszała – to powinna być może przemyśleć, czy rzeczywiście lubi fantastykę), podobnie, jak o New Weird, którego to „prądu” został Miéville czołowym przedstawicielem (np. w Polsce), chcąc nie chcąc.
Po lekturze „Żelaznej Rady” byłem już nieco przytłoczony wykreowanym przez autora światem. I tak zresztą uważam, że to „Blizna” jest najlepszą jego powieścią, bo nie dziejącą się w Nowym Crobuzon. Mniejsza jednak o to, ponieważ w tym zbiorku (który, mam nadzieję, szybko znajdzie wystarczającą liczbę nabywców, aby kontynuować wydawanie kolejnych dzieł pisarza w Polsce) nie ma Bas-Lag, nie ma Nowego Crobuzon i tego całego przygniatającego świata (z jednym wyjątkiem), którym łatwo się nasyciłem. Część z tekstów w nim zamieszczonych może być już niektórym czytelnikom znana z publikacji w pismach fantastycznych w Polsce. Jednak warto po zbiorek sięgnąć, gdyż zawiera on także niewydane w Polsce utwory. A jako całość pokazuje, że China Miéville jest piekielnie zdolnym i interesującym pisarzem i naprawdę zaostrza apetyt na kolejną jego powieść, którą – mam nadzieję – wydawnictwo Zysk rychło wprowadzi na nasz rynek.
Fabuła większości opowiadań rozgrywa się współcześnie, w Londynie (choć mogłoby to być dowolne miasto na świecie), za wyjątkiem opowiadania „Jack” osadzonego w świecie Nowego Crobuzon i dotyczącego jednej z postaci z „Żelaznej Rady”. Cechą charakterystyczną większości z nich jest Zwyczajność. Celowo używam dużej litery, gdyż wiele z tych tekstów umownie nazywać możemy fantastyką. „Fundamenty”, „Pokój kulek”, „Szczegóły”, czy „Łącznik” pozbawione są oczywistych elementów fantastycznych i częściej można się zastanawiać, czy ich bohaterowie nie są czasami po prostu „inni” (szczególnie rzuca się to w oczy w przypadku „Fundamentów”, czy „Łącznika”). Miéville pokazuje ich bowiem jako wyobcowanych, nierozumianych, ogarniętych dziwną pasją, czy zajęciem, jako ludzi, których – przy dobrym rozejrzeniu się w około – można znaleźć i obok nas. Przy tym w tej Zwyczajności, dojmującej i trochę przygniatającej klimatem, tkwi Niezwyczajność, widoczna w wyobcowaniu, czy też przyczynach wyobcowania bohaterów opowiadań. Trochę przesycona delikatnym niepokojem, co przywodzi siłą rzeczy porównania z horrorem. Ale to bardzo nienachalne skojarzenie u czytelnika, podobnie jak nienachalne jest epatowanie grozą przez autora, nawet w tak, wydawałoby się, oczywistym i wyrazistym gatunkowo opowiadaniu „Chowaniec”. Miejsce akcji tych utworów, czyli Londyn, a może po prostu Miasto, od razu nasuwa skojarzenie z urban fantasy i jest ono moim zdaniem uprawnione. Ponownie jednak nie jest to oczywiste skojarzenie, tylko mimowolne i nie do końca trafne. Choć Miéville nie rewolucjonizuje żadnego z tych gatunków w swoich tekstach, to – mam nieodparte wrażenie – jest on pisarzem poszukującym, łączącym, dzielącym, jak kucharz, który z oczywistych składników stara się przyrządzić danie smaczne, nowe w smaku, nieoczekiwane. To ogromny atut tego pisarza, znajdujący potwierdzenie w tekstach z tej książki.
Nie sposób nie odnieść się do przypinanej czasami autorowi etykietki pisarza „zaangażowanego”. Miéville, jak może dowiedzieć się każdy z internetu, czy choćby „skrzydełek” okładki, łączy działalność pisarską z polityczną. Nie oznacza to jednak, że fabuły jego utworów stanowią manifest polityczny. To przede wszystkim fantastyka, literatura. Fabuły przefiltrowane przez światopogląd autora to nic złego ani zdrożnego, dopóki – moim zdaniem – agitacja polityczna, czy światopoglądowa nie staje się ich głównym celem. A tego Miéville’owi zarzucić nie można. Z pewnością dwa najbardziej „zaangażowane” teksty ze zbioru tj. „Koniec Głodu” i „Dzień dziś wesoły” stanowią właśnie ekstrapolację pewnych obecnych zjawisk, przefiltrowaną przez lewicowy światopogląd autora, tworząc coś w rodzaju smutnej prognozy, aczkolwiek nie pozbawionej humoru. Ale, moim zdaniem, nawet autor pozbawiony lewicowego światopoglądu byłby w stanie napisać podobny tekst i nie spotkałby go za to zarzut „politycznego zaangażowania”. Mam ostatecznie wrażenie, że „oskarżenia” o to biorą się stąd, że Miéville nie ukrywa swojego życiorysu. Gdyby to robił, nikt by nie czynił mu zarzutu z lewicowych sympatii, które trudno uznać – przy zachowaniu minimum uczciwości – jako specjalnie dominujące w jego twórczości, lub nią powodujące. To po prostu taki łatwy „strzał” w autora.
Tego, że autor umiejętnie wywołuje u czytelnika refleksje nad akcentowanymi problemami, nie poczytuję zatem za wadę. Ewentualnie można z nim polemizować. Jeśli tylko ktoś potrafi zmierzyć się z Miévillem bez podporządkowywania fabuły agitacji. Nie ma bowiem w opowiadaniach łopatologicznej propagandy, kasandrycznych ostrzeżeń, które pozwoliłyby na nieuchronne zaszufladkowanie ich jako „ideologicznych”. To, przede wszystkim, doskonała literatura. Ale nie jestem krytykiem a tylko marudzącym czytelnikiem. W związku z tym byłbym wdzięczny o wskazanie w sposób łopatologiczny, jak sześcioletniemu dziecku, dlaczego u Miéville’a można (należy) poczytywać jako wadę to, że ujawnił swoje poglądy polityczne i to nie jakimś szczególnym manifestem w swej twórczości, ale zwykłym, pozaliterackim zaangażowaniem w działalność polityczną.
Choć nie wszystkie utwory podobały mi się jednakowo, nie ma w zbiorku żadnego opowiadania, które mógłbym określić jako słabe. Ich wybór jest małą perełką. Nie spodziewałem się, że będzie to aż tak dobra lektura. I bardzo wzrósł mój szacunek dla Miéville’a jako pisarza. Bez wątpienia wykreowany przez niego w poprzednich powieściach fantastyczny świat Bas-Lag wytłumił to, co odkryły zbiorczo te opowiadania: interesujący talent, poszukujący, dociekliwy, wydobywający Niezwyczajność ze Zwyczajności, doskonały warsztat, gamę zajmujących fascynacji (jak mój ulubiony Jorge Luis Borges w „Lustrach”). China Miéville – autor opowiadań zawartych w zbiorze „W poszukiwaniu Jake’a i inne opowiadania” jest bardziej interesujący, niż China Mieville – autor powieści „Dworzec Perdido”, „Blizna”, czy „Żelazna Rada”. Nie mam co do tego wątpliwości.
Autor: Roman Ochocki
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tytuł oryginału: Looking for Jake
Tłumaczenie: M. Jakuszewski, G. Komerski, D. Guttfeld, K. Walewski
Data wydania: 27 lipca 2010
ISBN: 978-83-7506-527-5
Oprawa: miękka
Format: 134 x 204
Rok wydania oryginału: 2005
Liczba stron: 281
A ja śmiem się z Tobą zupełnie nie zgodzić. Dla mnie ten zbiór jest po prostu słaby. Jest to wybór opowiadań ze świetnymi pomysłami i złą realizacją takowych. Na pewno nie można powiedzieć, że wszystkie są złe, ale jako całość wypadają bardzo blado, a to co dla mnie było nutką fascynacji samego pisarza w powieściach z Bas-Lag tutaj aż się wylewa na wierzch – czyli jego poglądy – i przysłania literaturę. Wg mnie jest to obok „Żelaznej rady” najsłabsza książka Mieville’a.
A ja śmiem się nie zgodzić z Tobą, ale zgodzić się z Romkiem. Lewicowość przesłanie literaturę? To chyba czytaliśmy inny zbiór opowiadań. Owszem, autor nie kryje swoich poglądów, ale też ich agitacja nie jest jego głównym celem. A i teksty na tym nie cierpią.
I chociaż bardzo przypadł mi do gustu świat Bas-Lag, dobrze było przeczytać teraz coś innego Mieville’a. Dzięki temu nie mogę się doczekać „Miasta i miasta”.
A gdzie ja napisałem o lewicowości Mieville’a? Mnie chodziło o jego paranoje na punkcie wywiadu, twierdzenia, że wszędzie jesteśmy inwigilowani, sprawdzani, pod czujmy okiem jakiś „agentów”. Z tych tekstów wynika też że jak człowiek robi cokolwiek to tylko dlatego, że widzi w tym jakaś korzyść, i nie dopuszcza ani trochę możliwości, że osoba ludzka jest skłonna zrobić coś po prostu, tak z potrzeby serca, sumienia itd, coś dla drugiej osoby „bo tak”.
Ja wiem, że Dukaj stworzył swój dekalog z którym się nie zgadzam zupełnie i temu dla mnie Mieville’owi jego teksty zaczynają służyć jako nośność idei „wszyscy mamy przesrane, bo od jednostki nic nie zależy i to wszystko przez >unych<". Dla mnie było to męczące tak samo jak "Żelazna rada" była najzwyczajniej w świecie przynudna.